Tak minęło
kilka dni, w domu leniliśmy się i robiliśmy co chcemy, a co dwa dni jeździliśmy
na badania. Z czasem znudziło nam się to ciągłe oczekiwanie, jak również nie
mieliśmy nic ciekawego już do robienia. Ja osobiście już nie mogłam patrzeć na
telewizor, w którym jak zawsze nic ciekawego nie leciało. Z wujkiem Albertem
rzeczywiście się zżyliśmy, nawet Aron. Natomiast agent Lamaire przeważnie
siedział cicho i uważnie wszystko obserwował, tylko od czasu do czasu się
odzywając. Nie mogliśmy wychodzić poza, dom więc nawet nie skorzystaliśmy z okazji,
że jesteśmy w Paryżu, żeby trochę pozwiedzać. Rozumiałam dlaczego podjęto taką
decyzję, lecz naprawdę nie wiedziałam już co mam z sobą zrobić, przez ten
nadmiar wolnego czasu.
Dzisiaj był
jednak inny dzień, razem z Aronem siedziałam w kuchni wraz z agentami i niecierpliwie czekaliśmy na jakiekolwiek
wiadomości od ludzi, którzy zastawili pułapkę na Fausta w jego domu. Razem z
chłopakiem miałam wielką nadzieję, że uda im się go złapać, a jego brat będzie
cały i zdrowy. Oczywiście wiedziałam, że moje życie nie będzie już nigdy
wyglądać tak jak kiedyś, ale już wystarczy tych szaleństw. Wcześniej marzyłam,
żeby przeżyć ciekawe i pełnie niebezpieczeństw przygody prosto jak z jakiejś
książki, ale teraz to wszystko zdecydowanie wystarczy mi do końca życia. Gdyby
teraz to się skończyło oczywistym było dla mnie, że nie zostawię Arona i jego
brata samych, bym pomogła im przystosować się do życia, w śród zwykłych ludzi i
innych przydatnych dla nich rzeczy, cóż z jednym również zgodzę się z
błękitnookim, nadal do końca nie ufam tym ludziom z agencji. Cały czas
zastanawiam się co zrobią z chłopakami gdy sprawa z doktorem zostanie
rozwiązana.
***
Zbliżało się
już popołudni,e a my nadal siedzieliśmy w kuchni wpatrzeni w czarny ekran
laptopa, oczekując na choćby najmniejszy znak od agentów, że im się udało.
Wreszcie gdy już myślałam, że wyjdę z siebie ekran się podświetlił, a na nim
pojawił się Agent Cahnnel, który nie był w najlepszym humorze. Mężczyzna był
cały poturbowany i miał kilka zadrapań. W tym samym momencie moje nadzieje jak
i zresztą wszystkich zostały zdmuchnięte w pył, tak bardzo nie chcieliśmy
usłyszeć tych złych wieści.
- Nie udało nam się go złapać- powiedział bez
ogródek Cahnnel – byliśmy bezradni, tak jakby on wiedział o szykowanej
zasadzce, oczywiście braliśmy pod uwagę chłopaka, ale nikt nie przypuszczał, że
jest tak silny i wyczuje nas z tak daleka.
- To co się
tam stało?- spytał wujek.
- Czekaliśmy
na pojawienie się Fausta Dagnera, gdy nagle z nieba spadł chłopak z wielkimi czarnymi
skrzydłami, i rzucił się na ukrytych najbliżej niego agentów. Po chwili
policjanci, którzy stali na samym końcu wstali i zaczęli w niego strzelać ale
ten nagle znikł, był niesamowicie szybki i silny. Powalił niektóre z drzew, które
przygniotły kilkoro ludzi. Nim się
zorientowaliśmy znikł z powrotem. Podejrzewamy, że w ten sposób dawał czas
doktorowi, aby ten uciekł.
- A co z
ludźmi? – tym razem odezwał się Lamaire.
- Wszyscy
żyją, ale niektórzy mają poważne obrażenia, pogotowie właśnie tu jedzie, muszę
kończyć, do zobaczenia.
Ekran zgasł,
a my siedzieliśmy w ciszy, wszyscy byli podłamani. Jednak po chwili milczenia
Albert się odezwał:
-Dobra
dzieciaki pakujcie się jedziemy do agencji, Morel powie nam co dalej.
Ruszyliśmy
niechętnie w stronę pokoi, ale wiedzieliśmy, że musimy to zrobić. Szybko się
zapakowaliśmy i zbiegliśmy z powrotem do kuchni, a następnie ruszyliśmy do
auta. Gdy weszliśmy do budynku agent Morel już na nas czekał.
-Dobrze, że
zabraliście dzieci, musimy ich przenieś
w bezpieczniejsze miejsce, skoro już wie, że są przeciwko niemu.
- Gdzie
teraz jedziemy?- zapytałam
- Do
ukrytego domu, znajdującego się w lesie w południowej części Francji, będzie
przy was teraz cały czas 10 agentów w budynku, tam na pewno będziecie
bezpieczni
- Dalej
będziecie próbować znaleźć doktora?- dopytywałam się.
- Tak, ale
najpierw musimy wymyślić jak poradzić sobie z chłopakiem- spojrzał wymownie na
Arona.
- Nie
zmusicie Arona, żeby walczył ze swoim bratem, jeśli o to chodzi- powiedziałam
dobitnie, patrząc agentowi prosto w oczy.
-Ale…
Nie chciałam
słuchać tłumaczeń, że nie ma innego wyjścia więc pociągnęłam błękitnookiego i
ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę samochodu. Po chwili pojawili się nasi
„ochroniarze”, nic nie mówiąc wsiedliśmy do środka i pojechaliśmy do kolejnego
domu w środku lasu odciętego od cywilizacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz