sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział 9: Nudy, nudy i po nudach




Tak minęło kilka dni, w domu leniliśmy się i robiliśmy co chcemy, a co dwa dni jeździliśmy na badania. Z czasem znudziło nam się to ciągłe oczekiwanie, jak również nie mieliśmy nic ciekawego już do robienia. Ja osobiście już nie mogłam patrzeć na telewizor, w którym jak zawsze nic ciekawego nie leciało. Z wujkiem Albertem rzeczywiście się zżyliśmy, nawet Aron. Natomiast agent Lamaire przeważnie siedział cicho i uważnie wszystko obserwował, tylko od czasu do czasu się odzywając. Nie mogliśmy wychodzić poza, dom więc nawet nie skorzystaliśmy z okazji, że jesteśmy w Paryżu, żeby trochę pozwiedzać. Rozumiałam dlaczego podjęto taką decyzję, lecz naprawdę nie wiedziałam już co mam z sobą zrobić, przez ten nadmiar wolnego czasu.
Dzisiaj był jednak inny dzień, razem z Aronem siedziałam w kuchni wraz z agentami i  niecierpliwie czekaliśmy na jakiekolwiek wiadomości od ludzi, którzy zastawili pułapkę na Fausta w jego domu. Razem z chłopakiem miałam wielką nadzieję, że uda im się go złapać, a jego brat będzie cały i zdrowy. Oczywiście wiedziałam, że moje życie nie będzie już nigdy wyglądać tak jak kiedyś, ale już wystarczy tych szaleństw. Wcześniej marzyłam, żeby przeżyć ciekawe i pełnie niebezpieczeństw przygody prosto jak z jakiejś książki, ale teraz to wszystko zdecydowanie wystarczy mi do końca życia. Gdyby teraz to się skończyło oczywistym było dla mnie, że nie zostawię Arona i jego brata samych, bym pomogła im przystosować się do życia, w śród zwykłych ludzi i innych przydatnych dla nich rzeczy, cóż z jednym również zgodzę się z błękitnookim, nadal do końca nie ufam tym ludziom z agencji. Cały czas zastanawiam się co zrobią z chłopakami gdy sprawa z doktorem zostanie rozwiązana.
***
Zbliżało się już popołudni,e a my nadal siedzieliśmy w kuchni wpatrzeni w czarny ekran laptopa, oczekując na choćby najmniejszy znak od agentów, że im się udało. Wreszcie gdy już myślałam, że wyjdę z siebie ekran się podświetlił, a na nim pojawił się Agent Cahnnel, który nie był w najlepszym humorze. Mężczyzna był cały poturbowany i miał kilka zadrapań. W tym samym momencie moje nadzieje jak i zresztą wszystkich zostały zdmuchnięte w pył, tak bardzo nie chcieliśmy usłyszeć tych złych wieści.
-  Nie udało nam się go złapać- powiedział bez ogródek Cahnnel – byliśmy bezradni, tak jakby on wiedział o szykowanej zasadzce, oczywiście braliśmy pod uwagę chłopaka, ale nikt nie przypuszczał, że jest tak silny i wyczuje nas z tak daleka.
- To co się tam stało?- spytał wujek.
- Czekaliśmy na pojawienie się Fausta Dagnera, gdy nagle z nieba spadł chłopak z wielkimi czarnymi skrzydłami, i rzucił się na ukrytych najbliżej niego agentów. Po chwili policjanci, którzy stali na samym końcu wstali i zaczęli w niego strzelać ale ten nagle znikł, był niesamowicie szybki i silny. Powalił niektóre z drzew, które przygniotły kilkoro  ludzi. Nim się zorientowaliśmy znikł z powrotem. Podejrzewamy, że w ten sposób dawał czas doktorowi, aby ten uciekł.
- A co z ludźmi? – tym razem odezwał się Lamaire.
- Wszyscy żyją, ale niektórzy mają poważne obrażenia, pogotowie właśnie tu jedzie, muszę kończyć, do zobaczenia.
Ekran zgasł, a my siedzieliśmy w ciszy, wszyscy byli podłamani. Jednak po chwili milczenia Albert się odezwał:
-Dobra dzieciaki pakujcie się jedziemy do agencji,  Morel powie nam co dalej.
Ruszyliśmy niechętnie w stronę pokoi, ale wiedzieliśmy, że musimy to zrobić. Szybko się zapakowaliśmy i zbiegliśmy z powrotem do kuchni, a następnie ruszyliśmy do auta. Gdy weszliśmy do budynku agent Morel już na nas czekał.
-Dobrze, że zabraliście dzieci, musimy ich przenieś  w bezpieczniejsze miejsce, skoro już wie, że są przeciwko niemu.
- Gdzie teraz jedziemy?- zapytałam
- Do ukrytego domu, znajdującego się w lesie w południowej części Francji, będzie przy was teraz cały czas 10 agentów w budynku, tam na pewno będziecie bezpieczni
- Dalej będziecie próbować znaleźć doktora?- dopytywałam się.
- Tak, ale najpierw musimy wymyślić jak poradzić sobie z chłopakiem- spojrzał wymownie na Arona.
- Nie zmusicie Arona, żeby walczył ze swoim bratem, jeśli o to chodzi- powiedziałam dobitnie, patrząc agentowi prosto w oczy.
-Ale…
Nie chciałam słuchać tłumaczeń, że nie ma innego wyjścia więc pociągnęłam błękitnookiego i ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę samochodu. Po chwili pojawili się nasi „ochroniarze”, nic nie mówiąc wsiedliśmy do środka i pojechaliśmy do kolejnego domu w środku lasu odciętego od cywilizacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz