Aida
- To co
dzisiaj będzie na obiad?- zapytałam
- No nie
wiem, może kluski parowe z jogurtem?
- Pewnie,
uwielbiam je.
- To do
dzieła. Poszukaj garnek, powinien być na półce na dole.
- Ok. – w
szafce było kilka garnków i patelni, wybrałam ten który moim zdaniem
najbardziej się nadawał i postawiłam go na kuchence gazowej. W tym czasie muzyk
wyjął z lodówki gotowe pampuchy.
Wzięliśmy
się za robotę, jest to łatwy do zrobienia posiłek, dlatego długo to nam nie
zajęło. Kiedy wszystko było gotowe wzięliśmy talerze i zanieśliśmy je do salonu.
Postawiliśmy je na ławie i wszyscy zaczęli jeść oprócz Borysa, którego tutaj
nie było, ale nikt nie zwracał na to uwagi.
- Jak idą
poszukiwania- zapytał Gerard Manuela.
- Nadal nic,
kompletnie nie wiem gdzie szukać.
- Ehhh no
trudno, zrób sobie dwa dni wolnego bo za długo już siedzisz przed komputerem.
- Dobra,
czyli jutro mnie też czeka trening?
- Tak, ruch
dobrze ci zrobi.
- W sumie
racja.
Na tym nasze
rozmowy się skończyły, zresztą tak samo jak posiłek, pomogłam muzykowi pozmywać
naczynia, a następnie usadowiliśmy się w salonie i oglądaliśmy telewizję.
Resztę dnia nic ciekawego się nie wydarzyło. W podobny sposób spędziliśmy
kolejne dwa tygodnie. Codzienne treningi z czasem zaczęły stawać się mniej
męczące, ale Dymitr nie mógł mnie namówić na ponowne bieganie po drzewach.
Razem z Manuelem, znaleźliśmy informację, że francuska policja złapała
złodzieja z Luwru, ale my wiedzieliśmy, że to nie może być prawda.
Prawdopodobnie zrobili to, aby uspokoić ludzi. Również dowiedziałam się, że
Gerard nie lubi jak mówi się do niego per pan bo uważa, że to go postarza.
Pewnego dnia
siedzieliśmy wszyscy w salonie oprócz Borysa, który rzadko się tu zjawiał i
rozmawialiśmy.
- Dlaczego
Gerard im pomagasz i wybudowałeś tą bazę, przecież jesteś zwykłym człowiekiem?-
spytałam z ciekawości .
- Tak to
prawda, ale ty też im pomagasz. Powiedz co ty sądzisz o ludziach, którzy ich
się boją i wszystko się wyjaśni.
-Moim
zdaniem to jest dziwne zachowanie, bo co z tego, że inaczej wyglądają czy mają
wyjątkowe umiejętności, przecież nikomu nie zrobili krzywdy więc nie ma co się
bać, wiadomo że zawsze znajdzie się jakiś wyjątek od reguły, ale wśród zwykłych
ludzi też nie ma samych świętych.
- No właśnie
nasze podejście różni się od przeciętnego Kowalskiego, bo oni uważają ich tylko
i wyłączne za zagrożenie.
- To bez
sensu, ja dużo bardziej lubię was, większość ludzi w dzisiejszych czasach jest
można powiedzieć zniszczona, zepsuta. Dla nich nie liczy się rodzina, przyjaźń
i inne ważne rzeczy.
- Mówisz to
w taki sposób jakbyś o tym aż za dobrze widziała, w sumie od początku zastanawiałam się co z
twoimi rodzicami?- odezwał się Manuel.
-Eeeeee-
zająknęłam się- no więc ojciec mnie wywalił z domu i no mam nie zawracać mu
głowy, jakby to powiedzieć.
- Chyba
sobie żartujesz?- usłyszałam jego zdziwienie.
- Nie, taka
jest prawda.
- Ale nie
mógł cie tak po prostu wystawić na ulicę, nie wysłał cię do kogoś z rodziny?
- No tak do
wujka.
- I co z
nim?
No i klops
nie wiedziałam co powiedzieć, bo z jednej strony chyba już im by wypadało
powiedzieć bo naprawdę nie wydają się być źli, cały czas o nas dbają choć znaleźli
nas błąkających się po lesie, co prawda pierwsze wrażenie nie było najlepsze
przez pewną osobę no ale. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, a wszyscy się we mnie
wpatrywali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz