sobota, 21 maja 2016

Rozdział 21: Obiadek



Aida
- To co dzisiaj będzie na obiad?- zapytałam
- No nie wiem, może kluski parowe z jogurtem?
- Pewnie, uwielbiam je.
- To do dzieła. Poszukaj garnek, powinien być na półce na dole.
- Ok. – w szafce było kilka garnków i patelni, wybrałam ten który moim zdaniem najbardziej się nadawał i postawiłam go na kuchence gazowej. W tym czasie muzyk wyjął z lodówki gotowe pampuchy.
Wzięliśmy się za robotę, jest to łatwy do zrobienia posiłek, dlatego długo to nam nie zajęło. Kiedy wszystko było gotowe wzięliśmy talerze i zanieśliśmy je do salonu. Postawiliśmy je na ławie i wszyscy zaczęli jeść oprócz Borysa, którego tutaj nie było, ale nikt nie zwracał na to uwagi.
- Jak idą poszukiwania- zapytał Gerard Manuela.
- Nadal nic, kompletnie nie wiem gdzie szukać.
- Ehhh no trudno, zrób sobie dwa dni wolnego bo za długo już siedzisz przed komputerem.
- Dobra, czyli jutro mnie też czeka trening?
- Tak, ruch dobrze ci zrobi.
- W sumie racja.
Na tym nasze rozmowy się skończyły, zresztą tak samo jak posiłek, pomogłam muzykowi pozmywać naczynia, a następnie usadowiliśmy się w salonie i oglądaliśmy telewizję. Resztę dnia nic ciekawego się nie wydarzyło. W podobny sposób spędziliśmy kolejne dwa tygodnie. Codzienne treningi z czasem zaczęły stawać się mniej męczące, ale Dymitr nie mógł mnie namówić na ponowne bieganie po drzewach. Razem z Manuelem, znaleźliśmy informację, że francuska policja złapała złodzieja z Luwru, ale my wiedzieliśmy, że to nie może być prawda. Prawdopodobnie zrobili to, aby uspokoić ludzi. Również dowiedziałam się, że Gerard nie lubi jak mówi się do niego per pan bo uważa, że to go postarza.
Pewnego dnia siedzieliśmy wszyscy w salonie oprócz Borysa, który rzadko się tu zjawiał i rozmawialiśmy.
- Dlaczego Gerard im pomagasz i wybudowałeś tą bazę, przecież jesteś zwykłym człowiekiem?- spytałam z ciekawości .
- Tak to prawda, ale ty też im pomagasz. Powiedz co ty sądzisz o ludziach, którzy ich się boją i wszystko się wyjaśni.
-Moim zdaniem to jest dziwne zachowanie, bo co z tego, że inaczej wyglądają czy mają wyjątkowe umiejętności, przecież nikomu nie zrobili krzywdy więc nie ma co się bać, wiadomo że zawsze znajdzie się jakiś wyjątek od reguły, ale wśród zwykłych ludzi też nie ma samych świętych.
- No właśnie nasze podejście różni się od przeciętnego Kowalskiego, bo oni uważają ich tylko i wyłączne za zagrożenie.
- To bez sensu, ja dużo bardziej lubię was, większość ludzi w dzisiejszych czasach jest można powiedzieć zniszczona, zepsuta. Dla nich nie liczy się rodzina, przyjaźń i inne ważne rzeczy.
- Mówisz to w taki sposób jakbyś o tym aż za dobrze widziała, w  sumie od początku zastanawiałam się co z twoimi rodzicami?- odezwał się Manuel.
-Eeeeee- zająknęłam się- no więc ojciec mnie wywalił z domu i no mam nie zawracać mu głowy, jakby to powiedzieć.
- Chyba sobie żartujesz?- usłyszałam jego zdziwienie.
- Nie, taka jest prawda.
- Ale nie mógł cie tak po prostu wystawić na ulicę, nie wysłał cię do kogoś z rodziny?
- No tak do wujka.
- I co z nim?
No i klops nie wiedziałam co powiedzieć, bo z jednej strony chyba już im by wypadało powiedzieć bo naprawdę nie wydają się być źli, cały czas o nas dbają choć znaleźli nas błąkających się po lesie, co prawda pierwsze wrażenie nie było najlepsze przez pewną osobę no ale. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, a wszyscy się we mnie wpatrywali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz