czwartek, 31 marca 2016

Rozdział 2: Tajemnica

Witajcie oto kolejny rozdział, mam nadzieję, że wam się spodoba.
Taka długość jest dobra czy wolelibyście krótsze, a może dłuższe rozdziały?
___________________________________________________________________

Obudziłam się dopiero następnego dnia.  Wstałam z łóżka, poszłam się umyć i przebrać. Oczywiście przez całą noc, się rzucałam i moje włosy wyglądały jakby, układał je huragan, ubrałam się w ciemne dżinsy i czarną koszulkę z nadrukiem tygrysa, na to założyłam moją ulubioną bordową, już trochę rozciągniętą bluzę. Gdy rozpakowałam już swoje wszystkie rzeczy, zeszłam do kuchni na śniadanie. Kiedy weszłam, wujek siedział przy stole i pił kawę.
- Dzień dobry! Dobrze się spało w nowym pokoju?- powitał mnie wesoło.
- Tak, łóżko jest bardzo miękkie i wygodne.
-  To dobrze. Co powiesz na to, żebym po śniadaniu zaczął cię uczyć jazdy konnej?
- Mogę spróbować- odpowiedziałam niepewnie.
Na śniadanie zjadłam dwa tosty z dżemem i wypiłam herbatę. Wujek proponował mi kawę ale jak dla mnie jest ona ohydna.
Gdy skończyłam jeść poszłam z nim na tył domu, gdzie znajdowała się mała stajnia, dosłownie dla jednego konia. Oczywiście również ona, była cała zbudowana z ciemnego drewna. Kiedy do niej weszliśmy, ujrzałam czarnego rumaka. Jego sierść lśniła, wyglądał na silnego i zdrowego ogiera.
- To jest Black  – powiedział wujek.
Doktor pokazał mi jak się zakłada siodło i te inne rzeczy, których nazw chyba nigdy nie zapamiętam. Wyprowadził konia i zaczęła się lekcja. Black był bardzo spokojny i nauka przychodziła mi bardzo łatwo, no ale oczywiście, żeby jeździć samodzielnie musiałam jeszcze dużo ćwiczyć.
Po nauce jazy, musiałam także dowiedzieć się jak dbać o konia, czyścić mu sierść i kopyta. Nie było to najprzyjemniejsze zajęcie, ale o zwierzęta trzeba dbać odpowiednio. Miałam odpowiadać także, za karmienie go, no bo nie długo zostanę sama w domu.
***
No więc ten tydzień, spędziłam na ćwiczeniach i wreszcie w niedziele, mogłam pojechać do miasteczka. Nie było ono z byt duże, ale lepsze to niż nic. Odwiedziłam kilka sklepów, aby ogarnąć gdzie mogę znaleźć rzeczy, które mnie interesują. Wpadłam również do kafejki internetowej, aby sprawdzić co się ostatnio wydarzyło, napisałam maila do ojca, choć pewnie go to nie interesuje, co mam do przekazania, ale ma problem. Choć nie przeszłam całego miasta stwierdziłam, że jak na pierwszy raz to starczy i powinnam wracać do domu, tym bardziej, że wolałam nie wracać po ciemku, przez las. Bałabym się, że jeszcze jakiś wilk z niego wyskoczył, bo codziennie nocą słyszę mnóstwo nocnych zwierząt, a jakoś nie widziało mi się bliskie spotkanie z nimi.
***
Następnego dnia rano, wujek był już gotowy do wyjazdu, jechał na jakieś spotkanie z innymi znanymi doktorami ze swojej dziedziny we Francji. Miał przy sobie małą walizeczkę i oczywiście był w swoim ulubionym lekarski kitlu.
- Do zobaczenia Aida, wrócę za trzy tygodnie- mówiąc to przytulił mnie na pożegnanie.
-Do zobaczenia wujku.- odpowiedziałam
Samochód, który miał zawieść wujka na lotnisko już czekał pod domem, gdy doktor wsiadł do niego, ruszył w stronę bramy. Stałam w drzwiach, dopóki samochód nie znikł w gęstym lesie.
Pogoda nie była dziś za specjalna, wyglądało jakby zbliżała się burza, więc  wolałam nie ryzykować jazdą konno do miasta przez ciemny las, a tym bardziej jakby zaraz miało zacząć lać. Poszłam do salonu i zaczęłam przeglądać książki. Oczywiście wszystkie były o genach, mutacjach. No super same książki naukowe- pomyślałam sobie. No ale cóż nie miałam nic ciekawego do roboty. Złapałam za pierwszą lepszą książkę i zaczęłam czytać. Około południa, zaczęła się straszliwa burza. Trwała ona przez 4 kolejne dni, a że nie miałam nic do roboty nadal kontynuowałam niezbyt ciekawe zajęcie. Zawsze lepiej czytać, niż cały dzień leżeć w łóżku- pomyślałam. Choć była to bardzo kusząca propozycja.  Jedynym źródłem wiadomości ze świata, było mało radyjko na baterie. Piątkowego popołudnia, usłyszałam w wiadomościach, że Luwr został okradziony. Prawdopodobnie zrobił to jakiś treser, gdyż ludzie widzieli jak ogromny ptak zbił szyby i szybko wyleciał z niego z obrazem, strażnicy nawet nie zdążyli zareagować. Nikt nie został ranny, więc nie martwiłam się o doktora, bo w sumie skoro był w Paryżu, to mógł w wolnym czasie zwiedzać.
***
W sobotę miałam już dość tej ulewy i tych wszystkich książek. Wstałam z fotela i pokierowałam się do jego gabinetu, który znajdował się na parterze. Co prawda miałam tam nie wchodzić, ale przecież nic nie powinno się stać, jak przejrzę jakie ma książki. Za wielkim, ciężkim, dębowym biurkiem, na którym leżało mnóstwo papierów stała biblioteczka zajmująca całą ścianę.  Zaczęłam poszukiwania jakiejś ciekawej książki. Po jakimś czasie wreszcie znalazłam książkę pt. „Wilkołaki”, był ona koloru czarnego ze srebrnymi zdobieniami. Stwierdziłam, że to moje klimaty bo lubię fantastykę. Sięgnęłam po nią i w momencie gdy ją wyjęłam coś się poruszyło.
To była biblioteczka, z mojej lewej strony otworzyły się drzwi, za którymi znajdowały się schody, prowadzące w dół .Pewnie dlatego nie mogłam wchodzić do tego pokoju, ale co wujek może ukrywać, żeby aż mieć jakieś ukryte przejście?- pomyślałam.

Na początku nie wiedziałam co zrobić, czy lepiej to zostawić i udawać, że nic nie widziałam, a może sprawdzić co znajduje się na końcu schodów. W końcu ciekawość zwyciężyła i ruszyłam w dół, na ścianie co kilka metrów znajdowały się małe lampki, które oświetlały mi drogę, ich światło było czysto białe i drażniło mi oczy. Schody natomiast były wyłożone czarnymi płytkami, a ściany były również koloru białego. Gdy zeszłam na sam dół, stałam w równie białym korytarzu. Znajdowały się tam tylko dwie pary drzwi. Zdecydowałam, że najpierw wejdę, w te po prawej stronie.
Weszłam do  białego gabinetu, w którym znajdowało się tylko metalowe biurko i krzesło. Na stole leżały dwie sterty papierów. To wszystko było strasznie podejrzane, no bo przecież kto robi ukryte przejścia, żeby schować tylko jakieś dokumenty. Dlatego zdecydowałam je przejrzeć. Usiadłam na krześle i sięgnęłam po pierwszy papier z mojej prawej strony. Było na nim napisane coś o ludziach, którzy rodzą się z wyjątkowym DNA, dzięki któremu mają unikalne umiejętności. To było bardzo dziwne i wyglądało jak wyrwane z jakiejś książki. Przecież to jest niemożliwe, stwierdziłam że wujek musiał się pomylić i zostawić tu jakąś przypadkową kartkę, no bo kto normalny wierzy w wyjątkowe moce? Sięgnęłam więc po następną kartkę, było to odrzucenie prośby o przeprowadzaniu eksperymentów na ludziach. Gdy to zobaczyłam wybałuszyłam oczy. Dlaczego wujek chciał przeprowadzać badania na ludziach? Czyżby chciał przekształcić ich DNA?- zastanawiałam się będąc nadal w szoku. Myśli na ten temat przebiegały mi przez głowę i nie chciały nawet na chwilę się zatrzymać.
Wpatrywałam się w tą kartkę przez jakiś czas jak otępiała. Gdy już oprzytomniałam stwierdziłam, że lepiej wyjdę stąd, to było jedyne rozwiązanie jakie przyszło mi do głowy. Miałam wielką nadzieję, że w drugim pokoju zobaczę coś normalniejszego, bo skoro weszłam już do jednego pomieszczenia to musiałam zobaczyć też drugie.
-Przecież wujek wygląda na normalnego, a nie na jakiegoś szalonego naukowca- powiedziałam do siebie gdy wyszłam z pokoju i oparłam się o drzwi. Nie mogłam uwierzyć, że to prawda, choć połowa to domysły, ale inaczej nie umiałam tego wytłumaczyć.
Po chwili zawahania złapałam za metalową klamkę drugich drzwi i pociągnęłam za nią. Moim oczom ukazało się ogromne pomieszczenie, z wieloma komputerami i przeróżnymi maszynami, których zastosowania nie znałam. No tak nadzieja matką głupich- pomyślałam.
 Całe pomieszczenie było śnieżnobiałe nawet podłoga, a światło było intensywne tak samo jak w korytarzu. Przez to wszystko czułam się jak w jakimś laboratorium. Pokój był przedzielony przez fragment ściany po lewej stronie, mniej więcej w oddzielający 1/3 pomieszczenia od reszty.
Przez to co zdążyłam zobaczyć pełno pytań kotłowało mi się w głowie, na które prawdopodobnie nie dostanę odpowiedzi. Przez ten mętlik przebijały się najbardziej dwa z nich: Co jest za tą ścianą? I czy ja chcę wiedzieć co to ?- męczyło mnie.
Usiadłam po prostu na podłodze i złapałam się za głowę. Co miałam zrobić? Wszystko było takie niejasne i bałam się tego co jeszcze mogę zobaczyć. Siedziałam tak skulona przez jakiś czas, nawet sama nie wiem ile  minęło, kiedy w końcu się podniosłam się i powiedziałam do siebie:
- Zbierz się do kupy Aida, bo jak tak dalej pójdzie nie sprawdzisz tego, a ciekawość będzie cię zżerać  do końca życia, przecież nie może tam być nic strasznego. Może po prostu doktor prowadzi tu swoje badania nad genami?
Ruszyłam pewnym krokiem w stronę ściany, mijając wszystkie nieznane mi maszyny, nawet wolałam im się nie przyglądać, żeby się jeszcze się nie rozmyślić po drodze. Bez zastanawiania przeszłam obok ściany i najpierw przyjrzałam się rzeczą, których nie zasłaniała. Po prawej stał wielki stół, zawalony znowu papierami. Wszystkie były zapisane ręcznie, więc to pewnie jakieś ważne notatki. Na mniejszym stoliczku obok leżały różne przyrządy: do mierzenia ciśnienia, stetoskop itp. Ciekawe dlaczego to tu leży?- zastanawiałam się. Oprócz tego nie znajdowało się tam nic ciekawego. Odwróciłam wzrok  w lewo by zobaczyć co zasłaniała ściana i kiedy to ujrzałam, pierwsze co przyszło mi do głowy to: No tak… ciekawość to pierwszy stopień do piekła…
Tak łysy doktor zdecydowanie prowadził tu badania. A najlepszym dowodem było to co przed sobą zobaczyłam. W wielkim, szklanym zbiorniku w kształcie walca, który był pełny dziwnej przezroczystej substancji, znajdował się podłączony do przeróżnych kabli. Emmm… można powiedzieć, że śpiący chłopak.
Był dobrze zbudowany i miał na oko niecałe 180 cm, a jego ciało było całe pokryte srebrną łuską, tego samego koloru były jego włosy, miał szpiczaste uszy. Natomiast paznokcie u rąk wyglądały bardziej na czarne jak smoła szpony. Nagle mnie olśniło i aż oniemiałam.
- To musi być jakiś żart- powiedziałam do siebie.
W tym momencie przypomniał mi się mój sen z przed wyjazdu. Srebrny, śpiący smok w środku lasu, który był schowany za wysokimi skałami po mojej lewej stronie. To nie możliwe, żeby ten sen mówił o tym co się zdarzy, ale to nie najważniejsze. Co Faust jemu zrobił, przecież on wygląda jak jakaś postać z filmu fantasy. To przecież nie możliwe, żeby zmienił mu DNA. Przecież to jest nie ludzkie, ale nie wiedziałam innego rozwiązania tej sytuacji.
Podeszłam trochę bliżej zbiornika, aby upewnić się czy mi się tylko nie przewidziało, bo nadal nie mogłam uwierzyć temu co widzę. Może po prostu znowu mi się to śni tak jak ostatnio ten las? Cóż szczypanie w policzek nie pomagało. Spojrzałam więc raz jeszcze na chłopaka. „spał” bardzo spokojnie, oddychał miarowo, pewnie był w pewnym rodzaju śpiączki. Nagle zrobiło mi się strasznie smutno, na myśl co mu się przydarzyło. Nieświadomie zaczęłam zbliżać dłoń do zbiornika, pod wpływem dotknięcia mojej ręki jakiś system się załączył, a substancja ze zbiornika zaczęła znikać. Przestraszyłam się i szybko odskoczyłam od szyby, ale cały czas się przyglądałam co się działo.
Gdy wszystko spłynęło do odpływu od jego ciała odłączyły się kable, a szklane więzienie się otworzyło. Byłam przerażona, moje serce biło jak oszalałe. Nagle chłopak otworzył powoli oczy i zobaczyłam błękit jego tęczówek. Patrzył się prosto na mnie, powoli zaczął iść w moja stronę, ale nie czułam od niego złych intencji, więc czekałam co zaraz zrobi. Srebrno włosy stanął przede mną i tylko się na mnie patrzył, z widocznym zaciekawieniem. Staliśmy tak w ciszy, więc się odezwałam niepewnie.
-  Cześć
On zaczął coś charczeć, aż wypowiedział ledwo co zrozumiałe "cześć".
- Kim jesteś?
- Kim jesteś?- powiedział niewyraźnie. Cały czas się mi przyglądał.
Czyli on nie umie mówić i tylko mnie papuguje. Nie mogę go tak tu zostawić- pomyślałam. Zgarnęłam papiery ze stołu, bo uznałam je za przydatne i pociągnęłam go za rękę w stronę drzwi, a on posłusznie poszedł za mną.
Gdy weszliśmy do gabinetu zamknęłam wejście do podziemi. Po drodze do mojego pokoju wpadłam do kuchni po coś do jedzenia i picia. Dobrze, że to zrobiłam bo błękitnooki był głodny jak wilk. Później postanowiłam, że muszę go nauczyć jak się porozumiewać.
Na początek pomyślałam, że nauczę go jakieś podstawowe słówka i zwroty, po kilku godzinach obydwoje byliśmy zmęczeni, ale przynajmniej coraz lepiej mówił, jego głos nie był już aż tak zachrypnięty.
Zaczęliśmy ziewać, a oczy nam się kleiły, pomimo że była dopiero 21, ale to pewnie przez to że już wszystkie emocje mi opadły. Wstałam z krzesła i poszłam w kierunku łazienki, ale srebrno włosy złapał mnie tuż przy moim łóżku i pociągnął. Przytulił się do mnie i nie miał zamiaru już wstawać, ani mnie puszczać. Jeszcze nie zdążyłam go uczyć jak się zachowywać, bo dopiero poznaje wszystko i by mnie nie zrozumiał. Dałam sobie z tym na razie siana i usnęłam.
Następnego ranka po śniadaniu od razu zaczęliśmy naukę. Szło mu bardzo dobrze, a wiedza bez problemu wpływała mu do głowy.
 Niebieskooki nie lubił być sam dlatego nawet jak w nocy poszłam szukać w domu kolejnych podejrzanych rzeczy, bo bym się nie zdziwiła jakbym coś jeszcze znalazła, był cały czas przy mnie.
 Jednak dom nie skrywał już więcej tajemnic.

Ps. Tak wiem po tym rozdziale pewnie pomyśleliście, że to bardziej science fiction, ale to jedyny taki motyw w tym opowiadaniu, później już będzie tylko fantasy.

1 komentarz:

  1. Kotek, nie ma czegoś takiego jak ''teraz jest sf, a potem fantasy''- nie stawiaj sobie jakiś wymogów, mają być elementy sf? Super, jest coś nowego. Mi się bardzo spodobało, oby tak dalej! Tak samo z rozdziałami, Ty piszesz i to od ciebie zależy jakiej długości będą.
    Do następnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń