Witajcie oto kolejny rozdział, mam nadzieję, że wam się spodoba.
Taka długość jest dobra czy wolelibyście krótsze, a może dłuższe rozdziały?
___________________________________________________________________
Obudziłam
się dopiero następnego dnia. Wstałam z
łóżka, poszłam się umyć i przebrać. Oczywiście przez całą noc, się rzucałam i
moje włosy wyglądały jakby, układał je huragan, ubrałam się w ciemne dżinsy i
czarną koszulkę z nadrukiem tygrysa, na to założyłam moją ulubioną bordową, już
trochę rozciągniętą bluzę. Gdy rozpakowałam już swoje wszystkie rzeczy, zeszłam
do kuchni na śniadanie. Kiedy weszłam, wujek siedział przy stole i pił kawę.
- Dzień
dobry! Dobrze się spało w nowym pokoju?- powitał mnie wesoło.
- Tak, łóżko
jest bardzo miękkie i wygodne.
- To dobrze. Co powiesz na to, żebym po śniadaniu
zaczął cię uczyć jazdy konnej?
- Mogę
spróbować- odpowiedziałam niepewnie.
Na śniadanie
zjadłam dwa tosty z dżemem i wypiłam herbatę. Wujek proponował mi kawę ale jak
dla mnie jest ona ohydna.
Gdy
skończyłam jeść poszłam z nim na tył domu, gdzie znajdowała się mała stajnia,
dosłownie dla jednego konia. Oczywiście również ona, była cała zbudowana z
ciemnego drewna. Kiedy do niej weszliśmy, ujrzałam czarnego rumaka. Jego sierść
lśniła, wyglądał na silnego i zdrowego ogiera.
- To jest
Black – powiedział wujek.
Doktor pokazał
mi jak się zakłada siodło i te inne rzeczy, których nazw chyba nigdy nie
zapamiętam. Wyprowadził konia i zaczęła się lekcja. Black był bardzo spokojny i
nauka przychodziła mi bardzo łatwo, no ale oczywiście, żeby jeździć
samodzielnie musiałam jeszcze dużo ćwiczyć.
Po nauce jazy, musiałam także dowiedzieć się jak dbać o konia, czyścić mu
sierść i kopyta. Nie było to najprzyjemniejsze zajęcie, ale o zwierzęta trzeba
dbać odpowiednio. Miałam odpowiadać także, za karmienie go, no bo nie długo
zostanę sama w domu.
***
No więc ten
tydzień, spędziłam na ćwiczeniach i wreszcie w niedziele, mogłam pojechać do
miasteczka. Nie było ono z byt duże, ale lepsze to niż nic. Odwiedziłam kilka
sklepów, aby ogarnąć gdzie mogę znaleźć rzeczy, które mnie interesują. Wpadłam
również do kafejki internetowej, aby sprawdzić co się ostatnio wydarzyło,
napisałam maila do ojca, choć pewnie go to nie interesuje, co mam do przekazania,
ale ma problem. Choć nie przeszłam całego miasta stwierdziłam, że jak na
pierwszy raz to starczy i powinnam wracać do domu, tym bardziej, że wolałam nie
wracać po ciemku, przez las. Bałabym się, że jeszcze jakiś wilk z niego
wyskoczył, bo codziennie nocą słyszę mnóstwo nocnych zwierząt, a jakoś nie
widziało mi się bliskie spotkanie z nimi.
***
Następnego
dnia rano, wujek był już gotowy do wyjazdu, jechał na jakieś spotkanie z innymi
znanymi doktorami ze swojej dziedziny we Francji. Miał przy sobie małą
walizeczkę i oczywiście był w swoim ulubionym lekarski kitlu.
- Do zobaczenia
Aida, wrócę za trzy tygodnie- mówiąc to przytulił mnie na pożegnanie.
-Do
zobaczenia wujku.- odpowiedziałam
Samochód,
który miał zawieść wujka na lotnisko już czekał pod domem, gdy doktor wsiadł do
niego, ruszył w stronę bramy. Stałam w drzwiach, dopóki samochód nie znikł w
gęstym lesie.
Pogoda nie
była dziś za specjalna, wyglądało jakby zbliżała się burza, więc wolałam nie ryzykować jazdą konno do miasta
przez ciemny las, a tym bardziej jakby zaraz miało zacząć lać. Poszłam do
salonu i zaczęłam przeglądać książki. Oczywiście wszystkie były o genach,
mutacjach. No super same książki naukowe-
pomyślałam sobie. No ale cóż nie miałam nic ciekawego do roboty. Złapałam za
pierwszą lepszą książkę i zaczęłam czytać. Około południa, zaczęła się
straszliwa burza. Trwała ona przez 4 kolejne dni, a że nie miałam nic do roboty
nadal kontynuowałam niezbyt ciekawe zajęcie. Zawsze lepiej czytać, niż cały
dzień leżeć w łóżku- pomyślałam. Choć była to bardzo kusząca propozycja. Jedynym źródłem wiadomości ze świata, było
mało radyjko na baterie. Piątkowego popołudnia, usłyszałam w wiadomościach, że
Luwr został okradziony. Prawdopodobnie zrobił to jakiś treser, gdyż ludzie
widzieli jak ogromny ptak zbił szyby i szybko wyleciał z niego z obrazem,
strażnicy nawet nie zdążyli zareagować. Nikt nie został ranny, więc nie
martwiłam się o doktora, bo w sumie skoro był w Paryżu, to mógł w wolnym czasie
zwiedzać.
***
W sobotę
miałam już dość tej ulewy i tych wszystkich książek. Wstałam z fotela i
pokierowałam się do jego gabinetu, który znajdował się na parterze. Co prawda
miałam tam nie wchodzić, ale przecież nic nie powinno się stać, jak przejrzę
jakie ma książki. Za wielkim, ciężkim, dębowym biurkiem, na którym leżało
mnóstwo papierów stała biblioteczka zajmująca całą ścianę. Zaczęłam poszukiwania jakiejś ciekawej
książki. Po jakimś czasie wreszcie znalazłam książkę pt. „Wilkołaki”, był ona
koloru czarnego ze srebrnymi zdobieniami. Stwierdziłam, że to moje klimaty bo
lubię fantastykę. Sięgnęłam po nią i w momencie gdy ją wyjęłam coś się
poruszyło.
To była biblioteczka, z mojej lewej strony otworzyły się drzwi, za którymi znajdowały się schody, prowadzące w dół .Pewnie dlatego nie mogłam wchodzić do tego pokoju, ale co wujek może ukrywać, żeby aż mieć jakieś ukryte przejście?- pomyślałam.
To była biblioteczka, z mojej lewej strony otworzyły się drzwi, za którymi znajdowały się schody, prowadzące w dół .Pewnie dlatego nie mogłam wchodzić do tego pokoju, ale co wujek może ukrywać, żeby aż mieć jakieś ukryte przejście?- pomyślałam.
Na początku
nie wiedziałam co zrobić, czy lepiej to zostawić i udawać, że nic nie
widziałam, a może sprawdzić co znajduje się na końcu schodów. W końcu ciekawość
zwyciężyła i ruszyłam w dół, na ścianie co kilka metrów znajdowały się małe
lampki, które oświetlały mi drogę, ich światło było czysto białe i drażniło mi
oczy. Schody natomiast były wyłożone
czarnymi płytkami, a ściany były również koloru białego. Gdy zeszłam na sam dół,
stałam w równie białym korytarzu. Znajdowały się tam tylko dwie pary drzwi.
Zdecydowałam, że najpierw wejdę, w te po prawej stronie.
Weszłam do białego gabinetu, w którym znajdowało się
tylko metalowe biurko i krzesło. Na stole leżały dwie sterty papierów. To
wszystko było strasznie podejrzane, no bo przecież kto robi ukryte przejścia,
żeby schować tylko jakieś dokumenty. Dlatego zdecydowałam je przejrzeć.
Usiadłam na krześle i sięgnęłam po pierwszy papier z mojej prawej strony. Było
na nim napisane coś o ludziach, którzy rodzą się z wyjątkowym DNA, dzięki któremu
mają unikalne umiejętności. To było bardzo dziwne i wyglądało jak wyrwane z
jakiejś książki. Przecież to jest niemożliwe, stwierdziłam że wujek musiał się
pomylić i zostawić tu jakąś przypadkową kartkę, no bo kto normalny wierzy w
wyjątkowe moce? Sięgnęłam więc po następną kartkę, było to odrzucenie prośby o
przeprowadzaniu eksperymentów na ludziach. Gdy to zobaczyłam wybałuszyłam oczy. Dlaczego wujek chciał przeprowadzać
badania na ludziach? Czyżby chciał przekształcić ich DNA?- zastanawiałam
się będąc nadal w szoku. Myśli na ten temat przebiegały mi przez głowę i nie
chciały nawet na chwilę się zatrzymać.
Wpatrywałam
się w tą kartkę przez jakiś czas jak otępiała. Gdy już oprzytomniałam
stwierdziłam, że lepiej wyjdę stąd, to było jedyne rozwiązanie jakie przyszło
mi do głowy. Miałam wielką nadzieję, że w drugim pokoju zobaczę coś
normalniejszego, bo skoro weszłam już do jednego pomieszczenia to musiałam
zobaczyć też drugie.
-Przecież
wujek wygląda na normalnego, a nie na jakiegoś szalonego naukowca- powiedziałam
do siebie gdy wyszłam z pokoju i oparłam się o drzwi. Nie mogłam uwierzyć, że
to prawda, choć połowa to domysły, ale inaczej nie umiałam tego wytłumaczyć.
Po chwili
zawahania złapałam za metalową klamkę drugich drzwi i pociągnęłam za nią. Moim
oczom ukazało się ogromne pomieszczenie, z wieloma komputerami i przeróżnymi
maszynami, których zastosowania nie znałam. No
tak nadzieja matką głupich- pomyślałam.
Całe pomieszczenie było śnieżnobiałe nawet
podłoga, a światło było intensywne tak samo jak w korytarzu. Przez to wszystko
czułam się jak w jakimś laboratorium. Pokój był przedzielony przez fragment
ściany po lewej stronie, mniej więcej w oddzielający 1/3 pomieszczenia od
reszty.
Przez to co
zdążyłam zobaczyć pełno pytań kotłowało mi się w głowie, na które prawdopodobnie
nie dostanę odpowiedzi. Przez ten mętlik przebijały się najbardziej dwa z nich:
Co jest za tą ścianą? I czy ja chcę
wiedzieć co to ?- męczyło mnie.
Usiadłam po
prostu na podłodze i złapałam się za głowę. Co miałam zrobić? Wszystko było
takie niejasne i bałam się tego co jeszcze mogę zobaczyć. Siedziałam tak
skulona przez jakiś czas, nawet sama nie wiem ile minęło, kiedy w końcu się podniosłam się i
powiedziałam do siebie:
- Zbierz się
do kupy Aida, bo jak tak dalej pójdzie nie sprawdzisz tego, a ciekawość będzie
cię zżerać do końca życia, przecież nie
może tam być nic strasznego. Może po prostu doktor prowadzi tu swoje badania
nad genami?
Ruszyłam
pewnym krokiem w stronę ściany, mijając wszystkie nieznane mi maszyny, nawet
wolałam im się nie przyglądać, żeby się jeszcze się nie rozmyślić po drodze. Bez
zastanawiania przeszłam obok ściany i najpierw przyjrzałam się rzeczą, których nie
zasłaniała. Po prawej stał wielki stół, zawalony znowu papierami. Wszystkie były
zapisane ręcznie, więc to pewnie jakieś ważne notatki. Na mniejszym stoliczku
obok leżały różne przyrządy: do mierzenia ciśnienia, stetoskop itp. Ciekawe dlaczego to tu leży?-
zastanawiałam się. Oprócz tego nie znajdowało się tam nic ciekawego. Odwróciłam
wzrok w lewo by zobaczyć co zasłaniała
ściana i kiedy to ujrzałam, pierwsze co przyszło mi do głowy to: No tak… ciekawość to pierwszy stopień do
piekła…
Tak łysy
doktor zdecydowanie prowadził tu badania. A najlepszym dowodem było to co przed
sobą zobaczyłam. W wielkim, szklanym zbiorniku w kształcie walca, który był
pełny dziwnej przezroczystej substancji, znajdował się podłączony do
przeróżnych kabli. Emmm… można powiedzieć, że śpiący chłopak.
Był dobrze
zbudowany i miał na oko niecałe 180 cm, a jego ciało było całe pokryte srebrną
łuską, tego samego koloru były jego włosy, miał szpiczaste uszy. Natomiast
paznokcie u rąk wyglądały bardziej na czarne jak smoła szpony. Nagle mnie
olśniło i aż oniemiałam.
- To musi
być jakiś żart- powiedziałam do siebie.
W tym
momencie przypomniał mi się mój sen z przed wyjazdu. Srebrny, śpiący smok w
środku lasu, który był schowany za wysokimi skałami po mojej lewej stronie. To
nie możliwe, żeby ten sen mówił o tym co się zdarzy, ale to nie najważniejsze.
Co Faust jemu zrobił, przecież on wygląda jak jakaś postać z filmu fantasy. To
przecież nie możliwe, żeby zmienił mu DNA. Przecież to jest nie ludzkie, ale
nie wiedziałam innego rozwiązania tej sytuacji.
Podeszłam
trochę bliżej zbiornika, aby upewnić się czy mi się tylko nie przewidziało, bo
nadal nie mogłam uwierzyć temu co widzę. Może po prostu znowu mi się to śni tak
jak ostatnio ten las? Cóż szczypanie w policzek nie pomagało. Spojrzałam więc
raz jeszcze na chłopaka. „spał” bardzo spokojnie, oddychał miarowo, pewnie był
w pewnym rodzaju śpiączki. Nagle zrobiło mi się strasznie smutno, na myśl co mu
się przydarzyło. Nieświadomie zaczęłam zbliżać dłoń do zbiornika, pod wpływem
dotknięcia mojej ręki jakiś system się załączył, a substancja ze zbiornika
zaczęła znikać. Przestraszyłam się i szybko odskoczyłam od szyby, ale cały czas
się przyglądałam co się działo.
Gdy wszystko
spłynęło do odpływu od jego ciała odłączyły się kable, a szklane więzienie się
otworzyło. Byłam przerażona, moje serce biło jak oszalałe. Nagle chłopak
otworzył powoli oczy i zobaczyłam błękit jego tęczówek. Patrzył się prosto na
mnie, powoli zaczął iść w moja stronę, ale nie czułam od niego złych intencji,
więc czekałam co zaraz zrobi. Srebrno włosy stanął przede mną i tylko się na
mnie patrzył, z widocznym zaciekawieniem. Staliśmy tak w ciszy, więc się
odezwałam niepewnie.
- Cześć
On zaczął
coś charczeć, aż wypowiedział ledwo co zrozumiałe "cześć".
- Kim
jesteś?
- Kim
jesteś?- powiedział niewyraźnie. Cały czas się mi przyglądał.
Czyli on nie
umie mówić i tylko mnie papuguje. Nie mogę go tak tu zostawić- pomyślałam.
Zgarnęłam papiery ze stołu, bo uznałam je za przydatne i pociągnęłam go za rękę
w stronę drzwi, a on posłusznie poszedł za mną.
Gdy
weszliśmy do gabinetu zamknęłam wejście do podziemi. Po drodze do mojego pokoju
wpadłam do kuchni po coś do jedzenia i picia. Dobrze, że to zrobiłam bo
błękitnooki był głodny jak wilk. Później postanowiłam, że muszę go nauczyć jak
się porozumiewać.
Na początek pomyślałam, że nauczę go jakieś podstawowe słówka i zwroty, po kilku
godzinach obydwoje byliśmy zmęczeni, ale przynajmniej coraz lepiej mówił, jego
głos nie był już aż tak zachrypnięty.
Zaczęliśmy
ziewać, a oczy nam się kleiły, pomimo że była dopiero 21, ale to pewnie przez to
że już wszystkie emocje mi opadły. Wstałam z krzesła i poszłam w kierunku
łazienki, ale srebrno włosy złapał mnie tuż przy moim łóżku i pociągnął.
Przytulił się do mnie i nie miał zamiaru już wstawać, ani mnie puszczać.
Jeszcze nie zdążyłam go uczyć jak się zachowywać, bo dopiero poznaje wszystko i
by mnie nie zrozumiał. Dałam sobie z tym na razie siana i usnęłam.
Następnego
ranka po śniadaniu od razu zaczęliśmy naukę. Szło mu bardzo dobrze, a wiedza
bez problemu wpływała mu do głowy.
Niebieskooki nie lubił być sam dlatego nawet
jak w nocy poszłam szukać w domu kolejnych podejrzanych rzeczy, bo bym się nie
zdziwiła jakbym coś jeszcze znalazła, był cały czas przy mnie.
Jednak dom nie skrywał już więcej tajemnic.
Ps. Tak wiem po tym rozdziale pewnie pomyśleliście, że to bardziej science fiction, ale to jedyny taki motyw w tym opowiadaniu, później już będzie tylko fantasy.